Detektyw Rutkowski we Wrocławiu. „Duma i arogancja musi zostać przytemperowana! Dość tolerancji dla obłudy i zakłamania w Kościele”

W czwartek we Wrocławiu odbyła się konferencja prasowa biura detektywistycznego "Rutkowski". Na niej poznaliśmy kulisy dziecka, którego ojcem jest zmarły ksiądz.

Krzysztof Rutkowski na spotkanie z dziennikarzami przyszedł w towarzystwie Wiesławy Dargiewicz z Oławy. Kobieta mając romans z księdzem z Wrocławia. W między czasie zaszła w ciążę. Po śmierci profesora i rektora Papieskiego Wydziału Teologicznego ks.  Waldemara Irka złożyła do sądu dwa wnioski. Pierwszy dotyczył ustalenia ojcostwa Kuby, druga spadku po zmarłym duchownym.

Kobieta podczas konferencji opowiedziała o tym dlaczego o pomoc poprosiła właśnie Krzysztofa Rutkowskiego

- Bo jesteśmy dręczeni. Chciałam zachować spokój, zgodnie z wolą profesora, ale okazało się, że weszłam w jakiś koszmar - mówiła z łzami w oczach Pani Waldemara.

Na ręce arcybiskupa Mariana Gołębiewskiego złożyła pismo z prośbą o zabezpieczenie rzeczy zmarłego księdza. Potrzebne były do wykonania badań genetycznych. Gołębiewski stwierdził, że mieszkanie jest własnością kurii i sprawę musi rozstrzygnąć sąd

Głos zabrał również prowadzący działania mające na celu wyjaśnienie sprawy. Krzysztof Rutkowski domaga się ekshumacji zwłok duchownego.

- Mógłbym zrobić to inaczej, bardzo drastycznie, ale prokuratura na pewno zarzuciłaby mi bezczeszczenie zwłok - stwierdził detektyw.

Rutkowski podał sposób w jaki można by pobrać próbkę tkanki do badań. Wystarczyłoby wprowadzić wiertło w trumnę. Niestety prokuratura mogłaby to odebrać jako działanie bezprawne. Dlatego też kobieta jak i biuro detektywistyczne domagają się przeprowadzenia ekshumacji zwłok duchownego i przeprowadzenia badań genetycznych.

- Jestem przerażony tym, co się dzieje. Na Boga, niech się arcybiskup obudzi i pomyśli o tej kobiecie (Waldemarze-red.). To dziecko jest spadkobiercą i to, co zostawił ksiądz po sobie, powinno trafić do jego syna, nawet jeżeli jest to bardzo niewygodne - podkreślił z uniesionym tonem Krzysztof Rutkowski.

Później stwierdził, że "Kościołowi trudno jest uznać fakt, że księża mają dzieci". Kończąc spotkanie użył nieco mocniejszych słów i zapewnił, że sprawa zostanie załatwiona do samego końca.

- Duma i arogancja musi zostać przytemperowana! Dość tolerancji dla obłudy i zakłamania w Kościele - dodał znany detektyw.

Z relacji Pani Wiesławy wynika, że romans z księdzem rozpoczął się w 2004 roku. Pierwszy raz spotkali się w Oławie, w momencie kiedy ksiądz był proboszczem Parafii Św. Ap. Piotra i Pawła. Po sześciu latach na świat przyszedł syn, Jakub. Kobieta zwróciła uwagę na to, że dopóki duchowny żył niczego im nie brakowało. Obecnie jej status materialny uległ rozsypce. Mimo magistra z pielęgniarstwa nie może znaleźć pracy.

- W rodzimym mieście jestem wytykana palcami. Nawet spokojnie nie mogę wyjść z synem na spacer - stwierdziła kobieta. Po czym dodała, że księdza Waldemara Irka dążyła ogromną miłością. Wspomniała również o szantażu emocjonalnym.

Dlaczego ksiądz ukrył informacje o tym, że ma syna? Z informacji jakie posiadamy wynika, że to przeszkodziłoby w drodze do objęcia stanowiska pomocniczego biskupa wrocławskiej archidiecezji. Pielęgniarka wspomniała również o tym, że chciała wyjechać z synem do Niemiec. Rzekomo ksiądz miał jej zakazać i grozić odebraniem Kubusia.

Na konferencji pojawili się również bliscy zmarłego profesora. Wywiązała się kłótnia, która skutkowała wyprowadzeniem z sali starszej kobiety i młodego mężczyzny.

Od 2012 roku w oławskim sądzie toczą się dwie sprawy. Jak wcześniej wspominaliśmy jedna dotyczy ustalenia ojcostwa, druga spadku. Mimo wyraźnych próśb i wniosków Pani Wiesławy postępowania toczą się w rodzimym mieście, a nie tak jak wnioskowała we Wrocławiu. Do tej pory odbyła się tylko jedna rozprawa. Termin kolejnej nie jest znany.

(mł)