Prokuratura Okręgowa w Ostrowie Wielkopolskim od 10 miesięcy zwleka z przesłuchaniem Liliany Kąkol i jej pracownika jarosława Romaniuka. Czy ma stać się coś złego, by nie ujawnili formalnie woli zmarłego milionera?
Liliana Kąkol prowadzi od wielu lat ekskluzywne studio projektowania i wyposażenia wnętrz w centrum Kalisza. Jednym z jej stałych klientów był pan Andrzej z Nowych Skalmierzyc, właściciel znakomicie prosperującej firmy w branży ogrodniczej w Kaliszu.
Ten milioner nie tylko rozwijał firmę wraz z bratanicą Marią. Ale powierzał jej kierowanie biznesem gdy wyruszał często na ekskluzywne polowania do Afryki czy Ameryki Południowej. Pani Liliana podkreśla, że ludzie w branży myśleli, że to jego córka, bo tak ją traktował.
- My nie tylko wyposażyliśmy wnętrza jego domów. My doradzaliśmy mu przy wyborze dzieł sztuki czy przygotowywaliśmy od 3 lat jego afrykańską wystawę - mówi Liliana Kąkol w wywiadzie dla Telewizja.Patriot24.net
- Pan Andrzej przyszedł do nas tydzień przed śmiercią 24 marca 2021. Stał przy w drzwiach maseczce, był bardzo spocony. Mówił, że nie usiądzie bo się źle czuje - mówią.
- Prosił, by podliczyć wszystkie usługi i wystawić mu fakturę za ostatnie lata przygotowywania afrykańskiej wystawy. Mówił żeby kontaktować się z Marią, bo ona wszystkim zarządza i ona wszystko będzie dziedziczyć gdyby coś mu się stało - przekazuje Liliana Kąkol
Pan Andrzej zmarł tydzień później w szpitalu. Nie w Kaliszu gdzie ostatnio mieszkał, nie sąsiednim Ostrowie Wielkopolskim ale w Rawiczu dokąd zawiózł go jeden z braci. Rzekomo miał mieć tam znajomego lekarza. Tyle, że terapia rzekomo się nie powiodła i po dwóch dobach pan Andrzej zmarł. Oficjalną przyczyną śmierci był COVID-19.
I to ten właśnie ten brat teraz domaga się unieważnienia ustnego testamentu, którego świadkami byli między innymi pani Liliana i jej pracownik. A adwokat tego brata dostarczył do sądu błędne adresy zamieszkania pozostałych dwóch braci uniemożliwiając im złożenia skutecznej woli w zakresie powołania tymczasowego zarządcy majątku zmarłego Andrzeja.
I ostatecznie to ten właśnie brat został powołany na niejawnym posiedzeniu na tymczasowego zarządcę majątku. A do Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim złożył zawiadomienie i uruchomił śledztwo ws. rzekomego zafałszowania ustnego testamentu.
- My się nie boimy i czekamy na przesłuchanie - mówią zgodnie pani Liliana i jej pracownik.
- Andrzej wielu osobom mówił, że Maria wszystko po nim odziedziczy, bo jedynie ona przez 20 lat doprowadziła do rozkwitu biznesowego jego firmę. A my w sumieniu czujemy się zobowiązani jego wolę formalnie przekazać - mówią.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim Marcin Meller poinformował naszą redakcję, że śledztwo się toczy a całość objęta jest tajemnicą. Dziś czekamy na odpowiedź jaki jest zakres czasowy i czy planowane są tak zwane „łapanki” z ulicy świadków i obdarowanej Marii? Bo na przesłuchania nie są oni wzywani.
Sprawa jest poważna, bo już 3-krotnie doszło do próby zastraszenia pani Liliany i jej pracownika. Miała też miejsce próba otrucia pani Marii.
Czekamy więc też na informacje, czy do Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim trafiły te informacje z policji? I co prokuratura z nimi zrobiła?
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?