[VIDEO] Burmistrz Krapkowic wezwany do sądu z powodu niedorzecznych wymysłów Tomasza Dygi i Jana Dygi! Szukają prawnego uzasadnienia własnej chciwości kosztem innych firm i możliwego zamknięcia kosztem 30 pracowników własnego przedsiębiorstwa Ergo-Pack!
Właściciele firmy Ergo-Pack produkującej m.in. kartonowe trumny, sami odcięli się w 2011 roku od wody i kanalizacji. Od tamtego czasu próbują wymuszać na prywatnych firmach, a nawet na burmistrzu Krapkowic, wybudowania im wodociągu, kanalizacji, bo jak przyznał dziś Jan Dyga przed sądem, zależy im by "jak najwięcej zarobić jak najmniejszym kosztem".
Firmie Ergo-Pack grozi zamknięcie po 30 czerwca 2017 roku. Tak zapowiedział Sanepid w Krapkowicach, który nie zamierza dalej tolerować sanitarnego bezprawia w firmie mieszającej kleje do kartonu i, jak się dziś okazało w sądzie, zatrudniającej 30 osób.
Będziemy rozmawiać na ten temat jutro czyli 31 marca 2017 roku z szefem krapkowickiego Sanepidu. A także z Komendantem Państwowej Straży Pożarnej w Krapkowicach. Bo dodatkowo Ergo-Pack nie spełnia też żadnych wymogów przeciwpożarowych. Będziemy pytać Komendanta czy weźmie na siebie odpowiedzialność za ewentualną śmierć ludzi, w przypadku pożaru w tym zakładzie, przerabiającym łatwopalne kartony.
Dzisiejszy proces przed Sądem Rejonowym w Strzelcach Opolskich, wytoczył Tomasz Dyga, jako właściciel Ergo-Pack, sąsiadującej firmie Zampap oraz gminie Krapkowice.
Wymyślił sobie, że przekopie się przez teren Zampapu i teren gminny, na długości 150 metrów, by podłączyć się do miejskiego wodociągu, przy ulicy Kamiennej. Nie chce płacić żadnej służebności właścicielon terenu, tylko wydać 22 tysiące złotych na podłączenie, zapewniające mu maksymalnie 5 metrów sześciennych wody na cały zakład pracy.
Tomasz Dyga zlekceważył tym samym innego przedsiebiorcę, z którym jego ojciec, Jan Dyga, umówił sie na podłączenie do wodociągu z drugiej strony, czyli od ulicy Opolskiej. Przedsiębiorca wydał 30 tysięcy zlotych by wymienić, na całym swoim terenie, rurę wodną o przekroju 60 mm, na rurę o przekroju 160 mm.
- Jan Dyga miał mi zapłacić za tą korzystną dla niego wymianę. Jednak zamiast pieniędzy zaprowadził mnie do burmistrza Krapkowic, mówiąc że to on będzie płacić. A kiedy podczas spotkania burmistrz zapytał Jana Dygę, ile on wyłoży na inwestycję, to powiedział że nie wie i zakończył spotkanie. Żadnych pieniedzy, więc nie zobaczyłem - żalił się dziś przed sądem przedsiębiorca.
To właśnie rozwiązanie jest optymalne dla firmy Ergo-Pack. Ich rura wodna biegłaby po neutralnym terenie i łączyła się z tą nową o przekroju 160mm. Zakład Wodociągów i Kanalizacji zaoferował nawet, że da od siebie rury na ten 500-metrowy odcinek. Tomasz i Jan Dyga musieliby wyłożyć zaledwie 100 tysięcy złotych za całość prac ziemnych.
- Ale my takich pieniędzy nie mamy - mówił dzis przed sądem Jan Dyga, którego firma prosperuje od ponad 20 lat.
- Chcemy się połączyć przez ulicę Kamienną, bo chodzi nam o jak największy zysk, jak najmniejszym kosztem - wypalił nagle zupełnie szczerze.
Sędzia Marcin Ilków przyjął bezsprzeczny argument, która podała Monika Sąsiada, reprezentująca Zampap.
- Ustawa o pracy i warunkach jej wykonywania nakreśla jasno i bezdyskusyjnie, że na każdego pracownika przypada dziennie minimum 30 l wody. Jeżeli tak, jak jest w Ergo-Pack, pracownicy korzystają z pryszniców po pracy, to ilość tej, minimalnie ustawowo zagwarantowanej, wody zwiększa się dwukrotnie. Czyli na kżadego pracownika przypada 60 litrów, więc przy 30 osobach, Ergo-Pack potrzebuje dziennie minimum 1800 litrów wody. Do tego dochodzi ustawowa woda na mycie powierzchni firmy, plus woda przeciwpożarowa. Jeśli zliczymy te wszystkie elementy, to staje się jasne, że 5 metrów sześciennych wody na dobę z ulicy Kamiennej, to jest tylko połowa tego, co dziennie potrzebuje Ergo -Pack - wyliczała mecenas Monika Sąsiada.
- Ten cały proces to wymuszenie na nas zrzucenia kosztów budowy wodociąfu, bo gdyby było inaczej, to Ergo-Pack w ogóle nie występowałby o służebność dotyczącą połączenia przez nasz teren wodociągowego z ulicą Kamienną, bo jest to dla Ergo-Packu wodny absurd - tłumaczył Marek Tomaszewski, prezes Zampapu.
Jego zdaniem Tomasz Dyga i Jan Dyga prowadzą od lat swoje interesy na zasadach pasożytniczych.
- Na starym wodomierzy zaniżali zużycie 10-krotnie. Nie płacili za prąd i zamiast uregulować rachunki po odłączeniu woleli zamontować agregatory. Wymusili sądownie służebność przejazdu przez naszą firmę do siebie ale przez lata ani złotówki nie dołożyli się do kosztów remontu nawierzchni, odśnieżania, ochrony czy funkcjonowania portierni - wylicza prezes Zampapu.
Sędzia Marcin Ilków wyznaczył kolejny termin rozprawy na 30 maja 2017 roku. Wezwał na ten dzień na przesłuchanie burmistrza Karapkowic Andrzeja Kasiurę by ustalić, kto komu, co obiecywał, w zakresie tej inwestycji. A przedłużenie się tego procesu oznacza, że Tomasz Dyga ma bardzo mało czasu do 30 czerwca 2017 roku, by trwając w swoim uporze, bez bieżącej wody, wody przeciwpożarowej i kanalizacji, uratować zakład przed zamknięciem.
- Jan Dyga powiedział dziś, że dla niego 110 tysięcy na połączenie się wodociągiem miejskim, od ulicy Opolskiej, to dużo pieniędzy. Przypomnę, że niedawno udało mu się uzyskać wycenę tej swojej zdewastowanej nieruchomości, bez wody i kanalizacji na 3 miliony 900 tysięcy złotych, którą skutecznie przedłożył w oddziale banku BGŻ PNB Paribas w Kędzierzynie-Koźlu. Zgłosiłem organom ścignia, że w ten sposób wyłudził kredyt w wysokości kilkuset tysięcy dolarów. Więc Ergo-Pack miał w ręku pieniądze, by zapłacić za podłączenie się do kanalizacji od ul. Opolskiej. Dlaczego więc tego nie zrobili? - pyta Marek Tomaszewski z Zampapu.
Wywiady z szefem Sanepidu i Komendantem Straży Pożarnej w formie video, zamieścimy w dniu jutrzejszym na naszym portalu Patriot24.net i naszym kanale telewizyjnym Patrot24.TV
A wszelkie nowe informacje na temat tego bezprawia w Krapkowicach będziemy przekazywać na bieżąco również poprzez naszego Facebooka.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?